Margo nie chciała iść do Baltimore. Stwierdziła, że to za blisko Washingtonu, że pewnie tam też ich szukają. Poniekąd miała rację. Chociaż kiedy pokonywali chodniki miasta nocą, gdzie nikłe światło dawały tylko lampy i szyldy miejscowych barów, a jako, że była sobota i ludzie wylęgli z domów na balangi to i tak nikt nawet na nich nie spojrzał.
-Jestem głodna. - oznajmiła nagle Alecto
Olivier i Margo nagle zatrzymali się na środku chodnika i spojrzeli przez ramię na siostrę. Zgięta wpół patrzyła na nich błagalnym wzrokiem.
-Niestety, nie mogę ci pomóc. - rzuciła Margo i ruszyła dalej.
Olivier nawet nie drgnął i po chwili, która zdawała się wiecznością, powiedział:
-Musimy znaleźć coś do jedzenia.
-Też tak uważam, ale to nie takie proste. Możemy dalej grzebać w śmieciach i żreć podejrzane jagody z lasu, ale nie mamy pieniędzy na jedzenie.
-No to jakieś ukradnijmy. - zaproponował Olivier
Starsza siostra z wrażenia po tym co usłyszała o mało nie runęła na chodnik.
-CO?! - krzyknęła trochę zbyt głośno - A WYDAJE MI SIĘ, ŻE DWA DNI TEMU GADAŁEŚ O ZOSTANIU SUPERBOHATEREM!?
-Jeżeli nie dostaniemy jedzenia to umrzemy z głodu. - bronił się Olivier - Poza tym my też zaraz będziemy zwijać się z głodu jak Alecto. Masz lepszy pomysł?
Margo spojrzała to na Oliviera, to na Alecto i w końcu ciężko westchnęła:
-No dobra. Tylko jak macie zamiar tego dokonać?
-Za pomocą mocy. - stwierdziła Alecto.
-To wcale nie głupi pomysł. - stwierdziła Margo
-No to jeszcze na co czekamy? - zapytała Alecto.
Starsza siostra odpowiedziała jej figlarnym uśmiechem.
-Jestem głodna. - oznajmiła nagle Alecto
Olivier i Margo nagle zatrzymali się na środku chodnika i spojrzeli przez ramię na siostrę. Zgięta wpół patrzyła na nich błagalnym wzrokiem.
-Niestety, nie mogę ci pomóc. - rzuciła Margo i ruszyła dalej.
Olivier nawet nie drgnął i po chwili, która zdawała się wiecznością, powiedział:
-Musimy znaleźć coś do jedzenia.
-Też tak uważam, ale to nie takie proste. Możemy dalej grzebać w śmieciach i żreć podejrzane jagody z lasu, ale nie mamy pieniędzy na jedzenie.
-No to jakieś ukradnijmy. - zaproponował Olivier
Starsza siostra z wrażenia po tym co usłyszała o mało nie runęła na chodnik.
-CO?! - krzyknęła trochę zbyt głośno - A WYDAJE MI SIĘ, ŻE DWA DNI TEMU GADAŁEŚ O ZOSTANIU SUPERBOHATEREM!?
-Jeżeli nie dostaniemy jedzenia to umrzemy z głodu. - bronił się Olivier - Poza tym my też zaraz będziemy zwijać się z głodu jak Alecto. Masz lepszy pomysł?
Margo spojrzała to na Oliviera, to na Alecto i w końcu ciężko westchnęła:
-No dobra. Tylko jak macie zamiar tego dokonać?
-Za pomocą mocy. - stwierdziła Alecto.
-To wcale nie głupi pomysł. - stwierdziła Margo
-No to jeszcze na co czekamy? - zapytała Alecto.
Starsza siostra odpowiedziała jej figlarnym uśmiechem.
* * *
Nowy York 28 maja
Tony Stark mimo późnej godziny nie mógł spać. W Nowym Yorku było deszczowo, więc powiedział Pepper, że popilnuje jakiś tam maszyn i przewodów, które nie zostały jeszcze zabezpieczone przed deszczem podczas remontu Stark Tower i innych ble ble ble. Mówiąc szczerze to po prostu nie chciało mu się spać.
Krople wody zaczęły z głuchym łoskotem uderzać w folię ochronną, kiedy Tony odpalił jeden ze swoich super komputerów. Holograficzny obraz już po kilku sekundach pojawił się przed jego twarzą, co oznaczało, że systemy zostały już pomyślnie uaktywnione po bitwie.
Zaczął grzebać w internecie, oglądał śmieszne koty i filmiki o wpadkach półnagich dziewczyn, które epicko się przewracały lub zaliczały inne kraksy. W pewnym momencie gdzieś blisko walnął piorun po czym wszystkie komputery lub światła zgasły i zapanowała gęsta ciemność.
-Ty cholerny blond małpiszonie jak cię dorwę to nawet twój tatuś ci nie pomoże. - mruczał pod nosem szukając po omacku latarki.
Po minucie przeklinania Boga Piorunów i ciągłego macania w akompaniamencie burzy, która rozszalała się na zewnątrz w końcu dorwał latarkę.
Na początku snop światła z małego urządzenia uderzył go prosto w twarz. Tony jęknął i wycelował snop w sufit. Przez chwilę pocierał zbolałe od tak dużej ilości światła oczy, następnie ruszył prosto w kierunku bezpieczników.
Po drodze uderzył piszczelem w stolik kawowy, wywalił się o fotel i o mało nie zabił się o stertę narzędzi, która leżała prawdziwie i dosłownie na samym środku pomieszczenia.
Podczas każdej z tych kolizji wydawał z siebie stłumione jęki, krzyki bólu, nie wspominając już o hałasie wywołanym przez rozwalone wszędzie narzędzia.Nie trzeba było długo czekać na reakcję ze strony jego szurniętej rodzinki.
Pierwszy do pokoju wpadł Steve Rogers.
-CO TU SIĘ DZIEJE?! - krzyknął kiedy tylko wpadł do wnętrza pomieszczenia.
Tony klęczał w stercie porozwalanych narzędzi, kiedy wycelował strumieniem światła prosto w twarz Steve'a.
-Mamy awarię prądu. - zaczął - O mało nie zginąłem wpadając w te cholerne narzędzia. To się stało.
W drzwiach stanęli Bruce i Clint. Twarz tego pierwszego była blada jak papier, natomiast Hawkeye miał worki pod oczami tak wyraźne, że było je widać nawet w panującej ciemności.
-Po co robisz tyle hałasu? Myślałem, że bitwa się reaktywuje. - rzucił Bruce nerwowo poprawiając okulary.
Tony podniósł się z ziemi i powolnym krokiem podszedł do bezpieczników. Nie wyglądały jak normalne bezpieczniki, było ich mnóstwo chyba we wszystkich kolorach tęczy. Mężczyzna podkręcił kilka przewodów, przełączył parę przycisków aż ostatecznie pociągnął za dźwignię umieszczoną z boku całego zestawu mówiąc:
-Niech się stanie światłość.
Lampy przez chwilę się paliły. Tony przelotnie spojrzał przez szklaną ścianę na punkt lądowań na zewnątrz. Teraz był poniszczony i praktycznie rozebrany, ponieważ miał zostać wydłużony i zostać pasem dla lądować helikoptery i nie tylko. Miał zamiar zrobić z ekipy coś oddzielnego od T.A.R.C.Z.Y . Kiedy wrócił świadomością do chwili obecnej zdał sobie sprawę, że światło działało tylko przez chwilę, następnie znów się wyłączyło.
-No to kiepsko. - rzucił Clint
-To i tak były bezpieczniki tylko tego piętra. - zaczął Tony - Aby uruchomić prąd w całym budynku należy zejść na poziom zero i tam zająć się odpowiednimi maszynami.
Mężczyźni patrzyli po sobie jeszcze przez chwilę, gdy między nimi wyskoczyła ni z tego ni z owego Natasha:
-Co znowu kombinujecie?
-Absolutnie nic a nic kotku - powiedział żartobliwie Tony.
Natasha lekceważąco prychnęła po czym rzuciła się na jedyną nie zagraconą kanapę w promieniu dziesięciu metrów. Po chwili wszyscy poszli w jej ślady, oprócz Bruce'a.
-To ja pójdę po jakieś świeczki. - zaproponował
-Okay. Staromodne przedmioty dające światło zwane świeczkami leżą w kartonie o tam - powiedział Tony sprzątając drugą kanapę z kabli, aby on i Steve mogli na niej usiąść.
Kilka sekund później Bruce wrócił z kartonem świeczek i paczką zapałek. Położył wszystko na stoliku kawowym, na którym wcześniej Tony potłukł piszczel i zaczął zapalać świeczki jedna po drugiej, podając je swoim towarzyszą.
W tym momencie do pokoju wleciał Thor robiąc przy tym wiele hałasu. Jego blond czupryna jakby świeciła w ciemnościach wskazując miejsce jego położenia. W przeciwieństwie po innych chłopców w pokoju nie miał na sobie koszulki. Stał z goła klatą w drzwiach i patrzył się po prostu na swoich przyjaciół.
-Co się dzieje, przyjaciele? - zapytał - Słyszałem jakieś hałasy.
-To było trzy minuty temu, blondasie, masz opóźniony zapłon - zażartował Tony.
Ten tylko dziwnie się na niego spojrzał i udał, że nic nie słyszał. Po chwili znalazła się także jego koszula. Za nim stanęła Jane w jego białej koszuli i krótkich spodenkach. Złapała rękawki koszuli w pięści i zaczęła nimi przecierać oczy.
- No proszę, możemy się już domyślać przyczyn burzy - rzucił Clint.
Thor postawił wielkie oczy, Jane zrobiła się czerwona jak burak, a sam Clint przybrał wyraz twarzy osoby, która znowu powiedziała za dużo. Tony wybuchł śmiechem, Natasha gniewnie spojrzała na Clinta,a Bruce wciąż zapalał świeczki i udawał, że nic nie słyszał.
Bóg piorunów zrobił minę pt. "Jak mogłeś tak powiedzieć teraz będę udawał pewnego siebie i zadufanego gościa, który ma focha" po czym objął swoją dziewczynę ramieniem i obydwoje usiedli obok Natashy, która dotychczas siedziała sama.
-Czytaliście ostatnio gazetę? - zapytał Steve
-Nie, wolę dowiadywać się nowych informacji z bardziej nowoczesnych źródeł - powiedział Tony.
Steve popatrzył na egzemplarz gazety, którą czytał dzisiaj rano podczas śniadania. Jeden artykuł bardzo go zaciekawił. Wziął gazetę do rąk i powiedział:
-A szkoda. Tutaj piszą bardzo ciekawe rzeczy.
-Na przykład?- zapytał Tony
-Na przykład osiemnastego pisali o morderstwie gdzieś koło Washingtonu. Małżeństwo miało trójkę dzieci, które w ogóle nie mogły opuszczać domu, a prawie tydzień temu znaleźli ich martwych w ich domu. Ale dzieci ani śladu. Najstarsza miała dziewiętnaście, bliźniaki po osiemnaście.
-Aha i co w związku z tym? - zapytał miliarder
-W związku z tym dzisiaj pisali, że znaleźli ich w Baltimore. Napadli na spożywczak. Wszyscy troje. Podobno robili dziwne rzeczy. Najstarsza siostra zawładnęła nad ekspedientką lub coś w tym stylu, młodsza siostra lewitowała przedmiotu i pakowała na toreb, gdy ta najstarsza zmuszała ekspedientkę, żeby dała jej wszystkie pieniądze, natomiast ten chłopak pilnował reszty klientów. Potem wpadła T.A.R.C.Z.A i zaczęli do nich strzelać. Najstarsza dostała. Zdołali uciec, ale zabrali ze sobą tylko wszystkie pieniądze.
W pokoju zapanowała gęsta cisza.
-No i co jeszcze tam piszą? - zapytał Bruce najwyraźniej zaciekawiony.
-Nic. Uciekli. T.A.R.C.Z.A ich szuka. - dodał Steve
W tym momencie światło znów się zapaliło. Natasha uniosła wiwat bijąc brawo nad głową i icho krzycząc.
Siedzieli wszyscy jeszcze chwilę oglądając telewizję. Pierwsi poszli Thor, Jane i Bruce. Potem poszli Clint, Natasha i Tony. Steve został w pokoju prawie do pierwszej nad ranem i myślał o dzieciakach z artykułu.
Nie mógł nawet podejrzewać jaki pościg rozgrywa się właśnie w okolicy Baltimore.
Tony Stark mimo późnej godziny nie mógł spać. W Nowym Yorku było deszczowo, więc powiedział Pepper, że popilnuje jakiś tam maszyn i przewodów, które nie zostały jeszcze zabezpieczone przed deszczem podczas remontu Stark Tower i innych ble ble ble. Mówiąc szczerze to po prostu nie chciało mu się spać.
Krople wody zaczęły z głuchym łoskotem uderzać w folię ochronną, kiedy Tony odpalił jeden ze swoich super komputerów. Holograficzny obraz już po kilku sekundach pojawił się przed jego twarzą, co oznaczało, że systemy zostały już pomyślnie uaktywnione po bitwie.
Zaczął grzebać w internecie, oglądał śmieszne koty i filmiki o wpadkach półnagich dziewczyn, które epicko się przewracały lub zaliczały inne kraksy. W pewnym momencie gdzieś blisko walnął piorun po czym wszystkie komputery lub światła zgasły i zapanowała gęsta ciemność.
-Ty cholerny blond małpiszonie jak cię dorwę to nawet twój tatuś ci nie pomoże. - mruczał pod nosem szukając po omacku latarki.
Po minucie przeklinania Boga Piorunów i ciągłego macania w akompaniamencie burzy, która rozszalała się na zewnątrz w końcu dorwał latarkę.
Na początku snop światła z małego urządzenia uderzył go prosto w twarz. Tony jęknął i wycelował snop w sufit. Przez chwilę pocierał zbolałe od tak dużej ilości światła oczy, następnie ruszył prosto w kierunku bezpieczników.
Po drodze uderzył piszczelem w stolik kawowy, wywalił się o fotel i o mało nie zabił się o stertę narzędzi, która leżała prawdziwie i dosłownie na samym środku pomieszczenia.
Podczas każdej z tych kolizji wydawał z siebie stłumione jęki, krzyki bólu, nie wspominając już o hałasie wywołanym przez rozwalone wszędzie narzędzia.Nie trzeba było długo czekać na reakcję ze strony jego szurniętej rodzinki.
Pierwszy do pokoju wpadł Steve Rogers.
-CO TU SIĘ DZIEJE?! - krzyknął kiedy tylko wpadł do wnętrza pomieszczenia.
Tony klęczał w stercie porozwalanych narzędzi, kiedy wycelował strumieniem światła prosto w twarz Steve'a.
-Mamy awarię prądu. - zaczął - O mało nie zginąłem wpadając w te cholerne narzędzia. To się stało.
W drzwiach stanęli Bruce i Clint. Twarz tego pierwszego była blada jak papier, natomiast Hawkeye miał worki pod oczami tak wyraźne, że było je widać nawet w panującej ciemności.
-Po co robisz tyle hałasu? Myślałem, że bitwa się reaktywuje. - rzucił Bruce nerwowo poprawiając okulary.
Tony podniósł się z ziemi i powolnym krokiem podszedł do bezpieczników. Nie wyglądały jak normalne bezpieczniki, było ich mnóstwo chyba we wszystkich kolorach tęczy. Mężczyzna podkręcił kilka przewodów, przełączył parę przycisków aż ostatecznie pociągnął za dźwignię umieszczoną z boku całego zestawu mówiąc:
-Niech się stanie światłość.
Lampy przez chwilę się paliły. Tony przelotnie spojrzał przez szklaną ścianę na punkt lądowań na zewnątrz. Teraz był poniszczony i praktycznie rozebrany, ponieważ miał zostać wydłużony i zostać pasem dla lądować helikoptery i nie tylko. Miał zamiar zrobić z ekipy coś oddzielnego od T.A.R.C.Z.Y . Kiedy wrócił świadomością do chwili obecnej zdał sobie sprawę, że światło działało tylko przez chwilę, następnie znów się wyłączyło.
-No to kiepsko. - rzucił Clint
-To i tak były bezpieczniki tylko tego piętra. - zaczął Tony - Aby uruchomić prąd w całym budynku należy zejść na poziom zero i tam zająć się odpowiednimi maszynami.
Mężczyźni patrzyli po sobie jeszcze przez chwilę, gdy między nimi wyskoczyła ni z tego ni z owego Natasha:
-Co znowu kombinujecie?
-Absolutnie nic a nic kotku - powiedział żartobliwie Tony.
Natasha lekceważąco prychnęła po czym rzuciła się na jedyną nie zagraconą kanapę w promieniu dziesięciu metrów. Po chwili wszyscy poszli w jej ślady, oprócz Bruce'a.
-To ja pójdę po jakieś świeczki. - zaproponował
-Okay. Staromodne przedmioty dające światło zwane świeczkami leżą w kartonie o tam - powiedział Tony sprzątając drugą kanapę z kabli, aby on i Steve mogli na niej usiąść.
Kilka sekund później Bruce wrócił z kartonem świeczek i paczką zapałek. Położył wszystko na stoliku kawowym, na którym wcześniej Tony potłukł piszczel i zaczął zapalać świeczki jedna po drugiej, podając je swoim towarzyszą.
W tym momencie do pokoju wleciał Thor robiąc przy tym wiele hałasu. Jego blond czupryna jakby świeciła w ciemnościach wskazując miejsce jego położenia. W przeciwieństwie po innych chłopców w pokoju nie miał na sobie koszulki. Stał z goła klatą w drzwiach i patrzył się po prostu na swoich przyjaciół.
-Co się dzieje, przyjaciele? - zapytał - Słyszałem jakieś hałasy.
-To było trzy minuty temu, blondasie, masz opóźniony zapłon - zażartował Tony.
Ten tylko dziwnie się na niego spojrzał i udał, że nic nie słyszał. Po chwili znalazła się także jego koszula. Za nim stanęła Jane w jego białej koszuli i krótkich spodenkach. Złapała rękawki koszuli w pięści i zaczęła nimi przecierać oczy.
- No proszę, możemy się już domyślać przyczyn burzy - rzucił Clint.
Thor postawił wielkie oczy, Jane zrobiła się czerwona jak burak, a sam Clint przybrał wyraz twarzy osoby, która znowu powiedziała za dużo. Tony wybuchł śmiechem, Natasha gniewnie spojrzała na Clinta,a Bruce wciąż zapalał świeczki i udawał, że nic nie słyszał.
Bóg piorunów zrobił minę pt. "Jak mogłeś tak powiedzieć teraz będę udawał pewnego siebie i zadufanego gościa, który ma focha" po czym objął swoją dziewczynę ramieniem i obydwoje usiedli obok Natashy, która dotychczas siedziała sama.
-Czytaliście ostatnio gazetę? - zapytał Steve
-Nie, wolę dowiadywać się nowych informacji z bardziej nowoczesnych źródeł - powiedział Tony.
Steve popatrzył na egzemplarz gazety, którą czytał dzisiaj rano podczas śniadania. Jeden artykuł bardzo go zaciekawił. Wziął gazetę do rąk i powiedział:
-A szkoda. Tutaj piszą bardzo ciekawe rzeczy.
-Na przykład?- zapytał Tony
-Na przykład osiemnastego pisali o morderstwie gdzieś koło Washingtonu. Małżeństwo miało trójkę dzieci, które w ogóle nie mogły opuszczać domu, a prawie tydzień temu znaleźli ich martwych w ich domu. Ale dzieci ani śladu. Najstarsza miała dziewiętnaście, bliźniaki po osiemnaście.
-Aha i co w związku z tym? - zapytał miliarder
-W związku z tym dzisiaj pisali, że znaleźli ich w Baltimore. Napadli na spożywczak. Wszyscy troje. Podobno robili dziwne rzeczy. Najstarsza siostra zawładnęła nad ekspedientką lub coś w tym stylu, młodsza siostra lewitowała przedmiotu i pakowała na toreb, gdy ta najstarsza zmuszała ekspedientkę, żeby dała jej wszystkie pieniądze, natomiast ten chłopak pilnował reszty klientów. Potem wpadła T.A.R.C.Z.A i zaczęli do nich strzelać. Najstarsza dostała. Zdołali uciec, ale zabrali ze sobą tylko wszystkie pieniądze.
W pokoju zapanowała gęsta cisza.
-No i co jeszcze tam piszą? - zapytał Bruce najwyraźniej zaciekawiony.
-Nic. Uciekli. T.A.R.C.Z.A ich szuka. - dodał Steve
W tym momencie światło znów się zapaliło. Natasha uniosła wiwat bijąc brawo nad głową i icho krzycząc.
Siedzieli wszyscy jeszcze chwilę oglądając telewizję. Pierwsi poszli Thor, Jane i Bruce. Potem poszli Clint, Natasha i Tony. Steve został w pokoju prawie do pierwszej nad ranem i myślał o dzieciakach z artykułu.
Nie mógł nawet podejrzewać jaki pościg rozgrywa się właśnie w okolicy Baltimore.